poniedziałek, 6 października 2014

Kevin sam w domu. Znowu!


W tym roku Polsat w celebrowaniu Świąt wygrał z pierwszą zimową piosenką w radio, pierwszą reklamą z Mikołajem czy promocjami w marketach, ba!, sądzę, że nawet wyprzedził nas, zwykłych ludzi na Facebooku, którzy nie zdążyli jeszcze puścić posta o padającym śniegu. Wczoraj wieczorem, 5 października 2014, temperatura dzienna w słońcu 21 stopni Celsjusza, na antenie Polsat Film został pokazany... tak… Kevin sam w domu.


Myślę, że nie mamy się czego obawiać i w grudniu Kevin dosiądzie się do wigilijnego stołu, chociaż trzeba przyznać, że mimo wielkich protestów w Internecie w sprawie przywrócenia filmu do świątecznej ramówki kilka lat temu, Kevin na głównej antenie Polsatu jest pokazywany w różnych, dość dziwnych, kombinacjach. Rok temu na przykład, oba filmy zostały pokazane tydzień po tygodniu na przełomie listopada i grudnia, a później ponownie w Boże Narodzenie (choć Polsat pokazał tylko pierwszą część). Trochę to odbiega od wymarzonej wizji fanów małego McCallistera, którzy jego perypetie samego w domu chcieliby przeżywać w każdą Wigilię wieczorem, a dzień później przenieść się do Nowego Jorku. Na szczęście Polsat Film, który poniekąd ratuje tę dramatyczną około-świąteczną sytuację i tak jak np. w zeszłym roku właśnie, umieszcza w ramówce to, czego braknie na antenie stacji-matki w Boże Narodzenie.

Coroczny Kevin w telewizji to dla niektórych tradycja na równi z choinką i karpiem (a dla mnie znacznie większa, bo nie będę udawał –  karpia nigdy nie jadłem), dla innych z kolei to coroczny powód do narzekania na fakt, ze polski rynek telewizyjny w ogóle się nie rozwija, a świąteczne ramówki kopiuj-wklej przelewają czarę goryczy. W tej bitwie „za czy przeciw” jestem zdecydowanie po stronie „za” – z prostego powodu: internetowymi protestami z 2010 roku w głównej mierze kierowałem właśnie ja, a fanpage, który wtedy założyłem, w kulminacyjnym momencie zgromadził prawie 60.000 osób i nadal funkcjonuje, lecz obecnie raczej w formie pomnika tamtych wydarzeń. I od tej krótkiej historii chciałbym zacząć moje pisarstwo pod tym adresem.

Do dzisiaj nie wiem dlaczego, ale w momencie, w którym do strony na Facebooku dołączyło 1000 osób, serwis zablokował mi całkowicie możliwość pisania i publikowania tam postów, więc wszystkich, nazwijmy to modnie, oburzonych mogłem kierować w stronę skrzynki pocztowej Polsatu metodami okrężnymi np. edytując opis strony czy zmieniając zdjęcie w tle. Nie mogłem hodować swojej "farmy fanów", lawina jednak ruszyła i przez chwilę protestem tym żyła dosłownie (!) cała Polska – publikacje na temat protestujących internautów pojawiały się w telewizji (nie tylko „Wydarzenia” Polsatu, gdzie przeprowadzono wywiad z pracownikami działu kontaktu z widzami, którzy załamywali ręce nad tonami maili, ale również i konkurencyjny TVN24) poprzez radio (TOK FM, RMF FM), kończąc oczywiście na prasie i to nie tylko tej kolorowej („Fakt”), ale na całkiem poważnych felietonach w dużych dziennikach („Gazeta Wyborcza”, „Newsweek”). Wtedy też „trafiłem” - albo trafniej: trafiliśmy wszyscy -  na główną Pudelka, a pod koniec roku w głosowaniu pudelkowych internautów protest i przywrócenie do ramówki filmu (bo taki był efekt wszystkich działań, jak wiadomo) zajęły 3. miejsce w kategorii „Wydarzenie roku”. Po serii tych sukcesów nie mogłem do siebie dojść przez kolejnie tygodnie, a każdego 24-tego dnia kolejnego miesiąca celebrowałem swoje zwycięstwo oglądając film-zgadnijcie-jaki (#śmiesznyżart)
Co ciekawe, w Internecie pojawiły się różne, zupełnie sprzeczne analizy dotyczące zachowania fanów i całej genezy protestu. Pozwolę sobie przywołać kilka cytatów ze strony slawomirwilk.pl, którą google wyświetla na szczycie wyników, podczas szukania informacji o tamtych wydarzeniach, a gdzie autor szerzej niż ja teraz opisuje co się wtedy działo w kraju i wysuwa kilka, nie do końca trafnych, wniosków.


Było przewrotnie i zabawnie, co jest stałą cechą wielu podobnych internetowych akcji. Ale nie dla redakcji pewnego radia, która specjalnie, w celu zgłębienia tematu, zaprosiła do studia psychologa i znawcę mediów. Gość wypowiedział się na temat ironicznego apelu internautów tak serio, że z internautów zrobił zdesperowanych ludzi w potrzebie, a postawa prowadzącego audycję pokazała, że - przynajmniej w tej stacji - internautów nikt nie rozumie i nawet nie stara się zrozumieć. Również stacja TVN24 doniosła o "buncie internautów", słowem nie wspominając o ironicznym wydźwięku akcji. Wszystkie tradycyjne media na wielu przykładach pokazują, że to co się dzieje w internecie to dla dziennikarzy dosłownie czarna magia.

(…)

Wersji wspomnianego protestu było kilka. Jedna z nich, ta główna, opublikowana na Facebooku, na którą powoływały się media, brzmi następująco:

"Stoimy przed widmem najgorszych Świąt Bożego Narodzenia od niepamiętnych czasów. W tym roku, roku 2010, Polsat - stacja Krzysia Ibisza, popularnego młodzieżowego prezentera - nie zamierza wyemitować w Wigilię ani w Boże Narodzenie żadnego z filmów o Kevinie. (...) Kevina co roku ogląda ponad 5 milionów widzów. Dla niektórych jest to ważniejszy element Świąt niż choinka czy karp. (...) Nie zabierajcie nam Kevina!"

Gołym okiem widać kipiącą z tekstu ironię, wiadomo również, że autorowi protestu kompletnie nie zależy na przywróceniu filmu do telewizji, bo chodzi przecież tylko o zabawę, event, hype. Jeszcze bardziej można się o tym przekonać, czytając bardziej ironiczne komentarze internautów pod treścią protestu. Jak protest skomentowały media?
(…)
Ani razu, w żadnym doniesieniu z poważnego źródła, nie znalazłem stwierdzenia, że akcja z "Kevinem" to był internetowy happening i żart, a w finale akcja PR-owa. Żaden z wymienionych tytułów, mimo że głośno mówił o internetowym proteście, nie zacytował nawet najmniejszego fragmentu treści owego protestu, w którym od razu byłoby widać ironię i przewrotne zamiary autorów.
(cały tekst tutaj: klik! )

Dalej autor skupia się na tym, jak to dziennikarze nie rozumieją współczesnego Internetu, i z tą tezą jestem w stanie się zgodzić, ale wracając do sprawy Kevina to kończąc swój pierwszy post chciałbym odnieść się do cytowanego fragmentu, gdzie autor ze stuprocentową pewnością twierdzi, że to wszystko był tylko żart i zabawa.

Otóż, Panie Autorze, nie.

Tak jak już wcześniej wspomniałem murem stoję za coroczną emisją Kevina w święta i choć popieram głosy zniesmaczonych, że polskie kanały w kółko wałkują te same treści to tutaj stawiam wyraźne ALE. To jest mój mały prywatny wyjątek. Protest miał na celu przywrócić Kevina do ramówki, a jego - być może - ironiczna forma wynikła z tego, że nie jest czymś trudnym napisać humorystyczny tekst, który zachęci jeszcze większą liczbę do kliknięcia „lubię to” czy krzyknięcia „oddawajcie Kevina" pod siedzibą Polsatu, a sądząc po wiadomościach, jakie wtedy dostawałem na prywatną skrzynkę fanpage’a, takich osób jak ja było znacznie więcej. Chyba faktycznie to dziennikarze mieli większą rację próbując badać ten socjologiczny fenomen niż krytyczny w stosunku do nich bloger. Ten protest, w takiej formie (no bo co mieliśmy zrobić? Pisać śmiertelnie poważne petycje i wysyłać je na adres telewizji?) dotyczył przywrócenia filmu do ramówki, a zabawą był tylko przy okazji. Mówię to ja i mówią to co roku widzowie przed telewizorami. Za każdym razem ponad kilka milionów.

Sam oglądam coraz mniej treści współczesnej telewizji otwartej, ale Kevina chcę oglądać na Polsacie, co roku, z reklamami i milionami innymi takich cudownych ludzi, jak ja.

Czuję wtedy magiczną świąteczną więź. :)

Korzystając z okazji, życzę wszystkim Wesołych Świąt. Obyśmy w tym roku nie musieli protestować. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz